Gwiazda „Na dobre i na złe” o trudnej pracy na planie i alkoholizmie. „Skakaliśmy sobie do gardeł”
Ewa Skibińska jest obecna na ekranach od 1986 roku, kiedy to zagrała u boku Ewy Kasprzyk i Jerzego Zelnika w filmie „Głód serca”. Później, przez niemal cztery dekady pracy artystycznej, zebrała na koncie wiele ról telewizyjnych, jak i teatralnych. Teraz w szczerym wywiadzie opowiedziała o swoich najtrudniejszych chwilach.
Ewa Skibińska o chorobie i serialu TVP
Choć Ewa Skibińska jes obecnie aktorką Teatru Powszechnego w Warszawie, a w poprzednich latach grała m.in. w takich produkcjach, jak „Pierwsza miłość”, „Barwy szczęścia”, „Przyjaciółki” czy „Odwilż”, to jednak jej najbardziej popularną rolą była ta w serialu „Na dobre i na złe”, w którym grała w latach 1999-2002.
Postać Elżbiety Walickiej, czyli przyjaciółki Zosi (Małgorzata Foremniak) i żony Bruna (Krzysztof Pieczyński), przyniosła jej wielką sławę oraz sympatię widzów. Teraz okazało się jednak, że aktorka miała przeżywać na planie serialu TVP prawdziwe katusze. Wszystko przez wzgląd na odtwórcę roli jej męża.
– Bardzo mi było ciężko. Nie miałam praktyki pracy przed kamerą takiej ogromnej... Musiałam się tego uczyć od początku. (...) Miałam bardzo trudnego partnera, Krzysia Pieczyńskiego. On pewnie powie, że miał bardzo trudną partnerkę, Ewę Skibińską. Tu był konflikt. Właściwie skakaliśmy sobie prawie do gardeł. Ja w milczeniu a on dosłownie. (...) Jakoś tak pomyślałam: „Odejdę, jest mi źle”. (...) Było mi tam trudno... Ta rola jest taka jakaś niedokończona, taka decyzja trochę wymuszona, bolesna – wyznała aktorka w rozmowie ze „Światem gwiazd”.
To jednak nie wszystko. Otóż życie doświadczyło Ewę Skibińską także trudną chorobą alkoholową, z którą zmagała się wiele lat. Czym to było spowodowane? – Niskie poczucia własnej wartości, uzależnienie, niepewność, również w związku. Byłam osobą, która kłamie. Unikam kłamstwa i nauczyłam się mówić prawdę – zdradziła w wywiadzie.
– Dziesięć, osiem lat takiego picia problemowego. To znaczy takiego, że się bardzo ze sobą męczyłam i czułam, że mam problem. Byłam sama dla siebie zagrożeniem, robiłam różne niebezpieczne rzeczy. Cierpiałam też, potwornie cierpiałam – wyjawiła Ewa Skibińska.
Zetknęła się wtedy z sytuacjami, które zagrażały życiu, zdrowiu i bezpieczeństwu. Finalnie – po interwencji przyjaciółki Jolanty Fraszyńskiej oraz swojej córki – zdecydowała się pójść na terapię, mimo że bardzo bała się pracy nad sobą w grupie ze względu na swoją rozpoznawalność. – Domyślam się, że mój wizerunek medialny, przez role, które grałam w serialach, to był ten eleganckiej kobiety. Teraz się okazuje, że ta osoba ma drugie oblicze, ma problem. Zbitka z tym wyobrażeniem, kontrast, rozczarowanie albo odczarowanie danej osoby, robi wrażenie – dodała.